Ku Przygodzie
"Ostatni Tarczownik" stał dumnie na ogromnej skale rzuconej pokotem na granicy wioski. Niegdyś na jego miejscu stała stara strażnica, wieśniacy do tej pory szeptali o starożytnych kazamatach, które miały się pod nią znajdować. Dzisiaj jednak jego kryty łupkami dach trząsł się od gwaru dobiegający z jego wnętrza. Ciepła, pogodna noc spędziła z okolicznych pól i warsztatów wielu mieszkańców spragnionych kufla zimnego piwa. Jeżeli kto zajrzałby jednak przez okno, zauważyłby grupę wyraźnie odróżniającą się od bawiącego się towarzystwa. To, stłoczone wokół ustawionego w centrum, otoczonego niskim murkiem paleniska wyraźne zachowywało pełen szacunku dystans.
Przy stojącym z dala od największej ciżby stole siedziały trzy osoby, dwóch mężczyzn i kobieta. Starszy już wiekiem mężczyzna o bystrym wejrzeniu i bujnej brodzie opróżniał właśnie kolejny z rzędu kufel, sprzeczając się z barczystym najemnikiem siedzącym naprzeciwko. Tamten, szerszy niż wysoki, z kilkukrotnie połamanym nosem i licznymi bliznami perorował o czymś z zawzięciem wymachując przy tym niebezpiecznie glinianym naczyniem. Po prawej od nich siedziała kobieta, huśtając się na krześle, opierała się o ścianę, z pobłażaniem obserwując świętujących ludzi. Dosyć młoda, o spojrzeniu drapieżnika, bawiła się krótkim, piekielnie ostrym nożykiem.
Była to grupa poszukiwaczy przygód, którzy nie dalej niż księżyc wcześniej przybyli na wieść o kłopotach ludzi z wioski. Teraz, w spektakularny sposób wykonawszy zadanie, przepijali wypłatę, racząc się przy tym doskonałą pieczenią serwowanym przez karczmarza. I jemu należy poświęcić kawałek tej historii. Weteran kilku wojen, czego dowodem był wyraźnie zużyty ekwipunek zawieszony na jednej ze ścian, prowadził ten przybytek od kilkunastu już lat. Lubiany przez miejscowych, posiadał największą z cnót, jaką mógł posiąść karczmarz. Nie rozwadniał piwa.
-Stary, wracając do tematu, nie ma sensu zostawiać w tej budzie. Żadnego wąpierza tu nie ma, rozhisteryzowani topielcami wieśniacy wymyślają sobie kolejnego potwora, a my tylko tracimy tu czas.
Starszy mężczyzna pogładził się po brodzie, strząsając przy okazji kropelki pozostałego na niej trunku.
-Sądzę, że powinniśmy tu zostać dzień czy dwa, to nie wyglądało jak odparzenie skóry, ale prawdziwe ukąszenie. Magiem jestem, znam się na tym.
Kobieta odepchnęła się od ściany i prychnęła.
-A ten ze swoim stałym argumentem, jak mu się kończą inne, to wyskoczy jak leszy z pudełka z takim. Ale do rzeczy, zostańmy tu dzień lub dwa, i chłopi się ucieszą, i mój brzuch, bo żona kucharza, trzeba jej przyznać, gotuje świetnie.
-To może byś się napiła z nami, zapewniam cię, że piwo tez mają tu doskonałe.
Mówiąc to, najemnik uśmiechał się złośliwie, znając nieszczęsną przypadłość swojej towarzyszki. Ta bowiem nie tolerowała alkoholu, no, może poza delikatnymi elfimi winami.
-A sam sobie pij te szczyny, zobaczymy, kto ci będzie balie przynosił, panie rzygam dalej niż widzę.
-Ooo moja droga, ale piwa w to nie mieszaj, Nor ma rację, naprawdę jest dobre.
Mag nazywał się Alverion, co jednak często skracano do samego Ala. Wbrew obiegowej opinii był prawdziwym dyplomowanym magiem po Uniwersytecie, chociaż zwykle ukrywał swoją prawdziwą moc, która w stanach upojenia alkoholowego potrafiła być iście imponująca. Najemnik był nordem przez co przezywano go per Nor, przeżył podobno więcej wojen niż miał lat. Imienia kobiety nikt nie pamiętał, nawet ona sama, przylgnęło zatem do niej przezwisko sprzed lat, gdy jako młody dzieciak przypałętała się do awanturniczej pary.
***
Drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając z rozmachem o ścianę. Przeciąg zdmuchnął pozapalane na stołach świece, i stłumił ogień paleniska zanurzając karczmę w ciemności i oparach dymu. Na tle księżyca, który na chwilę wychynął spośród powstałej kurzawy, ukazała się sylwetka, błyskawicznie jednak zniknęła nie pozwalając biesiadnikom przyjrzeć jej się dokładniej.
-Wąpierz!!!!!
Histeryczny wrzask kowalowej wyrwał tłuszczę z otępienia, powodując lawinę zdarzeń, która przetoczyła się wraz z krzykiem po wielkiej izbie. Ludzie zbijali się w grupy, wrzeszczeli, popychali się starając dostać jak najdalej od wejścia. Jakiś zapobiegliwy pachołek chwycił krzesło na prędko przygotowując zgrabny kołek. Wprawdzie nie osikowy, a dębowy, ale kapłan obiecywał kiedyś, że w potrzebie i taki zadziała.
Przeciąg uspokoił się, pozwalając żarowi z murowanego paleniska rozbłysnąć ponownie. Miękkie światło rozlało się wokół ukazując powód zamieszania. Postać, która ukazała się w drzwiach wcale nie zniknęła, po prostu zwaliła się na ziemię, tak jak stała. Po krótkich oględzinach, poprzedzonych zapobiegawczym poszturchaniem kołkiem, rozpoznano czeladnika młynarza, młodego chłopaczka o burzy brązowych loków.
Karczmarz przepchnął się przez tłum, klękając obok chłopaka i podnosząc nieco jego głowę obejrzał ją dokładniej. Bystre oczy weterana natychmiast dostrzegły dwa niewielkie nakłucia na szyi chłopaka znajdujące się nieco pod żuchwą. Znak, że został on zaatakowany od tyłu, w innym wypadku znajdowały by się gdzie indziej.
-Wąpierz, wąpierz wam mówię ludziska.
-Maga, maga tu dajcie !!
Ale Starego nigdzie nie było. Na próżno ludzie szukali go po całej izbie, zarówno pod stołem jak i we wszystkich jej kątach, czarodziej wyparował.
-Jak potrzebny to znika...
-Co ty mówisz, on przecie swój chłop jest, pewnie już bada co i jak albo i nawet goni winowajcę.
-Pewny jesteś? Na moje oko to się odlać wyszedł, czy coś w ten deseń, albo odespać poszedł, mocno się już na nogach chwiał.
Gorączkowe szepty niosły się wszędzie wokół, nic więc zatem dziwnego, że zarówno Nor jak i Nowa wyślizgnęli się bez przeszkód. Udało im się uniknąć dzięki temu trudnych pytań, które na pewno musiały paść. Kto? Gdzie teraz jest? Kto się nim zajmie? A gonienie za wampirem, głodnym w dodatku, bo ofiara mu uciekła, było ostatnią rzeczą na jaką mieli ochotę. Tylko, że Stary zniknął, i byli teraz w kropce. Zostawić go nie lza, ale jak go teraz po nocy znaleźć?
-Nowa, masz jakiś pomysł?
Wojownik odezwał się pierwszy, gdy stanęli by odsapnąć za tartakiem, kawałek od głównej ulicy. Zdjął kapelusz, przecierając wyciągniętą znikąd szmatką spocone od biegu czoło.
-Niech mnie leszy jeśli tak, zrzęda nie mógł znaleźć lepszego momentu na pijackie wycieczki...
-Szukamy go? Czy liczymy, że sam się znajdzie?
Fuknęła poprawiając ułożenie pochwy. Rękojeść szabli groźnie zalśniła odbijając wąski sierp księżyca.
-Widziałeś ślad, gdzieś tu lata wąpierz, albo jeszcze lepiej strzyga, znając nasze szczęście. Jest wściekła i głodna, a Al zostawił księgę w pokoju. Jak wpadnie na nią albo północnicę to dopiero będzie jazda.
-Wystarczyło powiedzieć, szukamy...Głowa mi pęka, więc bez skomplikowanych wyrażeń poproszę.
Widząc zbliżające się światło pochodni schowali się głębiej w cieniu. W miasteczku wrzało, ludzie latali wokół, zbierali się w grupki poszukiwawcze, czy też po prostu upewniali, że u sąsiadów wszystko w porządku. Faktem jednak było, że przez to poruszenie ciężej im będzie znaleźć zarówno wąpierza, jak i uniknąć ludzi. Nie raz to już widzieli, jeśli w wiosce działo się coś magicznego, lub zwyczajnie złego to wpierw obwiniało się za to obcych. Oni obcymi do końca nie byli, ale z braku innych możliwości...
-Nor, idziemy na pola, musimy się upewnić, że stary tam nie poszedł odpocząć, jeszcze gotów zapomnieć jaka godzina się zbliża.
-Chcesz złą czy gorszą wiadomość ?
Z zezowała na niego z zaniepokojeniem przyglądając się jego twarzy.
-Gorszą najpierw.
-Szczać mi się chce...
-A ta zła ?
-Zapomniałem toporka z karczmy...jakoś tak, zapodział mi się.
Westchnęła ciężko, wkładając w dźwięk całe swoje nieszczęście spowodowane nieudolnością partnera.
-Szczaj, zaraz coś ci skołuję.
***
Przycisnęła głowę wojownika do ziemi, w ostatniej chwili unikają zauważenia. Ten podziękował jej tylko skinieniem, ściskając w dłoni tasak do mięsa. Wyważony był katastrofalnie, w dodatku upaprany jakąś posoką, ale nie było czasu marudzić.
Zjawę zauważyli na szczęście pierwsi, przynajmniej Nowa zauważyła, w innym wypadku nie wiadomo, czy bez pomocy maga udało by im się uciec. Północnica unosiła się pośród łanów wysokiej pszenicy, spod zwiewnej płachty białego materiału jakim była okryta, wystawały zasuszone kończyny zwieńczone szponami. Za życia musiała być piękna, jednakże teraz, jako demon, z pewnością budziła jedynie obrzydzenie.
Wojowniczka gestem pokazała tył, nakazując mężczyźnie wycofanie się. Nie podnieśli się, aż do momentu gdy zbliżyli się do linii zabudowy.
-Tam go nie było, ale następnym razem trzymaj ten ceber nieco niżej, jeśli łaska.
Nor prychnął tylko, machając z irytacją ręką. Obciągnął wymiętą tunikę, i rozejrzał się dookoła. Wieśniacy nie uspokoili się, jedynie zorganizowali, metodycznie przeszukując okoliczne łąki. Z dala widać było blask licznych pochodni, odbijających się od różnego rodzaju broni.
-Jak sądzisz, wpadną na nią ?
-Raczej nie, prędzej zejdzie im z drogi, nie będzie jej się chciało zabić tak wielu.
-Może i masz rację. Masz jakiś pomysł gdzie szukać teraz ?
Otworzyła usta aby odpowiedzieć, nie zdążyła jednak. Ich głowy przeszyła nagle myśl, pojedyncze słowa w krótkich odstępach. "Piwnica. Jestem. Karczma. Przygotujcie. Konie. " Zamarli, czując w głowach paskudne wibracje, skutek uboczny użycia telepatii na nieprzygotowanych osobach. Nie musieli się ze sobą komunikować, lata wspólnej podróży sprawiły, że nie zastanawiali się nad tym, co każde z nich musi zrobić.
Kiedy Nowa wyprowadzała konie ze stajni, mężczyzna zręcznie wspiął się na drugie piętro karczmy zaprzeczając tym samym mitom iż masywni mężczyźni nie są zbyt dobrymi wspinaczami. Z góry dobiegły dźwięki szybkiego pakowania, brzęk karafki i ciche przekleństwa. Już kilka chwil później schodził na dół zjeżdżając najpierw po krótkim daszku, następnie skacząc prosto na ziemię.
-Idziemy po niego? Mam księgę, tak na wszelki wypadek.
-Widzę, topór też, gdzie tasak?
-Zostawiłem wbity w strop, tak, żeby mieli zagadkę.
-Na Swaroga, ty naprawdę jesteś kretynem, wiesz ?
Pozostawili konie przywiązane przed karczmą, dzięki temu, że większość mieszkańców uganiała się za wąpierzem po polach, nie było ryzyka, że je ktoś ukradnie. W milczeniu skierowali się ku bocznemu wejściu do piwniczki. Miała ona bowiem dwa wejścia, jedno, z karczmy, prowadziło do jej płytszej części i znajdowało się niedaleko paleniska, dlatego nie było możliwym z niego skorzystać w dyskretny sposób. Drugie prowadziło do jej starszej części, której karczmarz używał do przechowywania wina. Było tam zimno, ale w miarę sucho co stanowiło odpowiedni klimat by trunek się nie zepsuł.
Kamienne schody okazały się tragicznie śliskie, zaś półmrok zmusił do schodzenia po nich po omacku. Światowidowi dzięki, że nikt nie zginął.
Ciemność zniknęła gwałtownie, gdy pod jedną ze ścian rozbłysnął ogień. Nie była to może efektowna kula ognia, a jedynie pełzające po ręce płomienie, ale dawały jasne, choć nieco nierówne światło, więc nadawały się idealnie. Stary mag wstał opierając się o ścianę, a niejakimi trudnościami utrzymując równowagę.
-Zanim zapytacie, goniłem wąpierza. Nie, nic mi nie jest, i nie, nie ugryzł mnie.
-Pfff, a kto by się tam tobą przejmował stary pryku. Po prostu masz nasze pieniądze...
Mimo tego co powiedziała, na twarzy Nowy malowała się wyraźna ulga, zaprzeczająca jej słowom. Tymczasem Nor wszedł do piwnicy, rozglądając się dookoła.
-I co, masz go? Zniszczeń brak, więc pewnie go jeno przegnałeś.
-Ją. To jest ona, i chciałem wam moi drodzy przedstawić naszego nowego towarzysza.
Dziewczyna odwróciła się do wojownika który z wyrazem całkowitego zszokowania spoglądał na czarodzieja.
-Przywalił głową o co? Nor, rychtuj się, wiązać go trzeba będzie.
Mag roześmiał się, wzmacniając przy tym siłę płomieni, pełgających między palcami. Te uniosły się wyżej, przeganiając cienie. Wysoka postać wychynęła z kąta, stając naprzeciwko dwójki najemników, jakby z obawą wyglądając zza pleców Starego.
-To Chyża, jak sami widzicie, wąpierz.
-Oczadziałeś baranie??? Strzygę z nami brać chcesz?! Wiesz co nam chłopi za nią zrobią jak zauważą?
-Chyża uśmiechnij się, proszę.
Zrzucony z głowy kaptur, odsłonił burzę czarnych loków i wielkie ciemno brązowe oczy. Pełne wargi rozchyliły się delikatnie, ukazując normalne, ludzkie zęby.
-Jak widzicie, jest tylko pół wąpierzem, potrafi kryć to kim jest, a i magom tak łatwo jej wykryć nie będzie.
-Dobra, dobra. Zrozumiałam, ale po kiego czorta brać ją z nami chcesz? Młodych się zachciało zbereźniku?
-Cóż...jakby wam to powiedzieć, my się z Chyżą znamy, tak już z pięćdziesiąt lat. Po raz pierwszy spotkaliśmy się chyba podczas Nocy Stosów, kiedy ocaliła mi życie. Więc jak sami widzicie, mam powody aby teraz pomóc jej.
Kobieta milczała, wodząc oczami od maga do dziewczyny. Ile ona mogła mieć lat? Mimo wszystko wyglądała na góra szesnaście ale przecież stary mówił... Zmarszczyła gniewnie brwi i spojrzała na Ala.
-A co jeśli powiem, że nigdzie nie jadę?
***
Kobyła Nowy wesoło zarżała gdy w polu widzenia pojawiła się reszta grupy. Klacz Chyżej niespokojnie stroszyła uszy na swojego jeźdźca, niepojętym szóstym zmysłem wyczuwając niebezpieczeństwo. Nor wlókł się na samym końcu, lekko zielony na twarzy.
Kawalkada wjechała właśnie na wzgórze, z którego rozpościerał się szeroki widok na gościniec prowadzący aż pod góry Ostre. Wschodzące słońce oświetlało ich sylwetki.
-Jaki kierunek Al?
-Ku przygodzie Nowa, jak zawsze, ku przygodzie.
Nikt nie zauważył nagle posmutniałej twarzy wampirki i nostalgicznego spojrzenia maga, wpatrzonego gdzieś przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz